Dziś kolejna przejażdżka :)
Trochę wysiłku nikomu nie zaszkodzi w taką pogodę.
dawno dawno temu, jakieś 3 godziny temu za wielkimi lasami ruszyłem na moją wielką wyprawę... [:P
Ruszam z domu jadę jadę i jadę i przybywam do ciemnego,mrocznego lasu gdzie lód na drodze straszy pełno wody i w dodatku słońce za Koronami bezlistnych drzew się schowa.
Przemoczyłem spodnie [ rzecz jasna przez wodę na jezdni], w tyłek zimno, ale o dziwo dość lekko się jedzie.
Patrze w koszyk na bidon a tam nic nie ma, NIC!!!
Bidon został w domu :(
No ale cóż wiatru prawie nie ma to może tak mi pyska nie wysuszy.
Jadę dalej dojeżdżam do brzozówki a tam nagle tracę część ciśnienia w tylnej dętce.
Zatrzymuję się dopompowuje i dalej jadę.Opona twarda a o dziwo uczucie takie jak bym jechał cały czas na miękkiej.
No ale dobra olać to.
Mijam Szafarnie i wjeżdżam do Dylewa.
Tam z Racji Wariatów na drodze wjeżdżam na "ala ścieżkę rowerową"
To znaczy Kawałek chodnika zastąpionego asfaltem i oczywiście z kostką na wjazdach na której dupę sobie może połamać.
O suchym pysku dojeżdżam do sklepu koło kościoła kupuje wode kilka Łyków i jadę dalej, o dziwo opona jakaś twardsza się zrobiła.
dojeżdżam do krańca Sachalina[dzielnica Dylewa] i tam napotykam na dylemat.
Jechać mrocznym ciemnym mokrym lasem w którym najprawdopodobniej wywalę się na lodzie czy pojechać tą kuszącą pełną błota wymieszanym z gliną i kupami zwierząt przeróżnej maści drogę miedzy polami?
No cóż dlatego że jeźdzę na szosie wybrałem tą słoneczną i błotnistą drogę.
Tam rozpędzam się do 20 km/h i nagle trace przyczepność i jeb w mokrą glinę[chyba]. Otrzepuje się z tego czegoś i jadę dalej teraz nie szarżuje bo drugi raz leżeć nie chce
Góra 15km/h.
I tak raz dwa dojeżdżam do Kuczyńskich tam małe otrzepanie roweru z błota i jadę dalej.
Po drodzę mijam kilka dużych dziur w drodze i dojeżdżam do kadzidła.
Miałem wielką cheć skręcić już do domu no ale ciekawość czy jest ktoś znajomy na kadzidle wygrała.
I tak "wspinam się na zmarszczkę" koło kościoła tam z bramy koło siłowni standardowo wybiega jakiś Kundel który mię pogania żebym jechał szybciej. Posłuchałem i tak na czubku "wzniesienia" było 40 na liczniku. Zjeżdżam skrzyżowanie i jadę wzdłuż drogi, patrze a tam Milena wraca, zmarnowana bez siły po całym dniu szkoły,a jeszcze Angielski miała, no cóż trochę ją podniosłem na duchu i jadę dalej, kolejna zmarszczka koło gminy i skręcam już w swoją stronę,
Tam szybkie mycie roweru i wstawienie go do garażu a potem do domciu.
Humor się poprawił, nogi no dobra aż tak nie bolą mogłem trochę bardziej siebie cisnąć :(
No ale cóż, jak samemu się jeździ to nie ma rywalizacji.
Dobranoc :D
Sport Tracker
Jest tam trochę zdjęć
Dystans i czas z licznika
20,5km
czas 59min
srednia 20km/h