Pomysł wzięcia udziału w KaszebeRunda padł w naszej grupie już w styczniu. Nieliczni wiedzieli z góry ze pojadą na najdłuższym 225 kilometrowym dystansie, pozostali musieli taki pomysł przetrawić.
Liczne dyskusje i narady, zmiany sprzętu i intensywne treningi sprawiły ze opcję pokonania 225 km postanowiła wykonać 7 osobowa ekipa. Pozostały 6-cio osobowy skład pozostał przy dystansie 120 km.
Pierwszy samochód z częścią drużyny i rowerami ruszył do Kościerzyny po 10:00 w piątek. Planowaliśmy ruszyć wcześniej, ale z powodu awarii elektroniki w samochodzie po podłączeniu przyczepki, mieliśmy małe przetasowanie w harmonogramie. Po usunięciu awarii w kruliczomobilu mieliśmy do pokonania spory kawałek drogi do pokonania, ale wcześniejsza godzina wyjazdu pozwoliła zajechać nam nad morze. W czasie dwugodzinnej wizyty na plaży zachwycaliśmy się smakowitymi nadmorskimi daniami rybnymi i obserwowaliśmy statki na horyzoncie, czyli odpoczywaliśmy przed dalszą podrożą. Zabrakło nam tylko tych straconych rano godzin aby wyciągnąć rowery i przejechać się wzdłuż wybrzeża.
Do Kościerzyny dotarliśmy po 20:00. W biurze zawodów sprawnie pokonaliśmy formalności związane ze startem w zawodach i pobraliśmy chipy kontrolne oraz numery startowe. Następnie zajechaliśmy na nocleg do gospodarstwa agroturystycznego 4 km od Kościerzyny, gdzie miło zostaliśmy powitanie przez gospodarzy, którzy jak nas zaskoczyło byli powiązani rodzinnie z kurpiowszczyzną. Pozostałe 2 samochody z resztą naszej ekipy dotarły późno w nocy.
Sobota dzień startu.
Rano sprawnie przygotowaliśmy rowery tzn. ja musiałem szybko zmienić dętkę. Mała narada w drużynie jak się ubrać, ponieważ prognozy pogody zapowiadały niską temperaturę czyli poniżej 17 stopni i wiatr (prognozy sprawdziły się). Przed 8:00 na która wyznaczono start dotarliśmy na linie startu.
Grupa jadąca na dystansie 120 km miała start o 9:00.
Po starcie przez miasto jechaliśmy w eskorcie policji. Za miastem peleton podzielił się na małe grupki, które realizowały taktykę obraną przez poszczególne drużyny,
np. nasze ekipa narzuciła własne tempo.
Mnie już przy dojeździe na linię startu organizm poinformował ze to nie będzie dobry dzień dla mnie, możliwe ze adrenaliny związanej z zawodami starczyło mi tylko do piątku. Pierwsza przygodę miałem już na ok. 30 km , gdy z powodu nagłego manewru zawodnika, któremu jechałem na kole, wylądowałem w rowie. Pozbierałem się i z ekipą szybko dotarliśmy do pierwszego bufetu.
Tam spotkało nas miłe zaskoczenie, czyli smaczne jedzenie i miała obsługa. Szybko przygotowali nam rożne potrawy, m.in. smażyli nam świeże jaja pod indywidualne zamówienia, podali ciepłą herbatę i inne napoje. Ja skusiłem się jeszcze na przepyszny domowy chleb ze smalcem, ciasto i cały dzban mleka.
Podobnie było na kolejnych bufetach. Oferowano nam na każdym liczne lokalne smakołyki, owoce i napoje m.in miody które każdy zawodnik mógł pić ile tylko zdołał. Na prawie każdym bufecie oferowano nam wspominany wyżej chleb ze smalcem co zapamiętaliśmy szczególnie, ponieważ każdy chleb i smalec był o innym smaku i każdy był przepyszny. trzeba jeszcze dodać ze czas na bufetach umilali nam lokalni muzycy. Źle wspominam tylko postój na obiad i ostatni bufet przed metą, ale w porównaniu z pozostałymi szybko zapomnieliśmy o niemiłych doznaniach.
Każdy bufet jednak trzeba było kiedyś opuścić, nawet jak chciało się skosztować kolejnych potraw obficie podawanych przez gospodarzy. Trzeba jednak było pamiętać ze rywalizujemy w wyścigu kolarskim.
Na trasie poznaliśmy czemu te okolice zwane są Kaszubską Szwajcarią. Liczne podjazdy pokazały nam na co jest stać nasze rowery i jak kondycyjnie przygotowaliśmy się do zawodów. Na 140 km złapałem gumę. Dzięki pomocy octan'a sprawnie zmieniłem dętkę i szybko dotarłem do bufetu na 145 kilometrze. Gdy ruszyłem dalej dopadł mnie kryzys. Musiałem zmienić tempo jazdy, ponieważ postanowiłem ukończyć wyścig. Wiedziałem jednak ze najcięższe wniesienia dopiero przede mną. Podjąłem samotną walkę z wyczerpanym organizmem, ponieważ po paru dyskusjach nie pozwoliłem pozostałej części ekipy mnie asekurować. Po drodze żałowałem straconej kondycji z przed dwóch tygodni, gdy byłem u szczytu formy. Udało się, pokonałem ostanie 80km i ukończyłem wyścig.
Z wyścigu zapamiętałem piękne krajobrazy Kaszub, lasy, jeziora i rwące rzeki oraz miłych ludzi na trasie.
Na dystansie 225 startowali: Anetka, Lostpearl, Cineeek, Octan, Piotr, Panzer i Pijący_mleko
120 km dystans pokonali: Agnieszka, Ania, Sportowiec, Krulik25, Wictorioss i Sylwek
Dziękuję drużynie za start i wparcie.
Agnieszce za miłe słowo i gratulacje oraz kiełbaskę prosto z ogniska,
Annie za to ze mnie postawiła na nogi po wyścigu koktajlem witaminowym,
Lostpearl za koleżeńskie wpieranie na trasie zaraz po tym jak dopadła mnie niemoc,
Anetce za wieczny uśmiech, który zawsze mnie podbuduje.
Jojas'owi i Karolbiegacz'owi nieobecnym na zawodach dziękuję za pomoc techniczną.
Dziękuję organizatorom zawodów.
Blond organizatorce za to, ze miło jest wiedzieć o tym, ze ktoś czytał moje posty na forum, mimo ze mieszka daleko od Ostrołęki.
I oczywiście dziękuję głównemu organizatorowi, za klimat, organizację, bufety i pomysł.