Relacja !!!
Mirek wyjeżdża z Lelisa o 5:35 dociera do mnie (Czarnowca o 6:00), zapinamy rowery na pace i w drogę.
Droga jest super - suchutko i jest juz jasno, ja jestem szoferem.
Jedziemy przez Wyszków - Radzymin - Otwock. Na trasie szybkiego ruchu Mirka VW wyciąga do 160 a od wysokości Warszawy lecimy tylko 80-tką aby nie nałapać punkcików. Jadę wolno i jesteśmy na miejscu w Karczewie o godz nie pamiętam której:) bo to nie ważne:)
Odbieramy w Biurze zawodów pakiety startowe uśmiechając się do Paulinki:)
Idziemy do wozu po kanapki i wracamy do stołówki zjeść śniadanko. Zepsuty czajnik a raczej wywalające się korki każą czekać długo na cherbatkę.
Zjadamy co mamy , lecimy do łazienki:)
Mirek wraca ale idzie z kimś znajomym:)
Bartek? - a Ty co tu robisz?
Aaaaaaaaaaa przyjechałem, miałem przyjechac z rodziną ale jestem sam:)
Trzeba było się z nami umówić to byśmy pojechali razem.
Mirek - On nie chce z nami jeźdźić bo ostatnio spadła mu opona a Michałowi zepsuł się wolnobieg:)
No dobra idziemy się przebierać. STOP. Jest czajnik, woda, cherbata - pijemy coś gorącego bo jest zimno o czym wcześniej nie wspomniałem, że ok 5 rano było -11stopni.
Lecimy wystawiać rowerki.
Zbiera się tłum ludzi w okolicach Biura Zawodów. Widzimy już kilka znajomych twarzy - szczególnie te ładniejsze:) ha ha
Ładne te niektóre kolarki (nie wszystkie jeśli mam być szczery) I tu widzicie jakie korzyści oprócz poprawienia oddechu na wyścigu przynosi pobyt na tego typu imprezach.
Dobra - wsiadamy na rowery i jedziemy.
Zaraz zaraz jeszcze wracamy do sklepu bo Mirek chce kupić trochę strojów kolarskich. Wybiera, wybiera i decyduje się na same czarne i smutne kolory. Kupuje tego chyba z 7 szt. (koszulki, spodenki, bluzy, i sam nie wiem co jeszcze:))
Jedziemy na start oddalony od Biura o ok 500 metrów - do lasu Karczewskiego. Na skrzyżowaniu spoko - mało pojazdów mechanicznych więc nie ma o czym pisać, jedziemy dalej.
Jest START/META - piękne balony MAZOVIA, sektory startowe od I - X ha ha ja będę startował z 3-go, Mirek z 6-go, Bartek z 10-go.
Sprawdzamy chipy - działają bez zarzutu (pi, pii, piiii) OK można jechać na rozgrzewkę bo start o 10.00 a jest 9.25. Rozgrzewamy się w różny sposób: ja biegam, zeskakuję, wskakuję, przyspieszam, hamuję, zsiadam, poprawiam ubiór, sprawdzam czy włączona komórka, oddycham
Bartek rozciąga kończyny dolne, górnych nie widziałem, sprawdza rower, dzwoni do żony, pożycza pompki Mirkowi, i jeszcze coś robi ale nie widziałem wszystkiego bo odjechałem zbyt daleko.
Mirek jeździ tu i tam, pompuje powietrze do dętki przedniej pompką, którą porzyczył wcześniej od Bartka.
Dobra na start.
Czekamy w swoich sektorach.
Cezary mówi, że opóźniamy na 10.10 OK też czekamy :)
STARRRTTTTT !!!!!!!
I teraz zaczęł się robota - jak powiedział Czesiek z Grajewa.
Każdy gdzieś się śpieszy i nie ważne, że na trasie (i tu bez żadnej przesady) jest zmrożona czarna ziemia z koleinami samochodowymi, korzenie grubości przedramienia, kałuże a pod nimi lód, sam lód, miękki roztopiony śnieg, zmrożone koleiny śnieżne, błoto pośniegowe, błoto błotne, piasek sypki, dziury poprzeczne i wzdłużne, rowy z wodą i rowy bez wody, podjazdy, zjazdy. Trasa piękna i bez potrzeby zsiadania z rowerów. Wszyscy nadal się spieszą :) Gdzie oni tak pędzą? aaaaaaaaa do METY.
Nie jadę na Mega bo kręgosłup mój koślawy wytrzymuje tylko właściwe tempo do 12 km - jadę na Fit - dolatuję do mety z pięknym sprintem i okazuje się, że spacerowym dla mnie tempem od tego 12 do 19km jestem na mecie 7.
Mirek i Bartek pojechali na Mega, Bartek mówi, że spoko mu się jechało i z uśmiechem na ustach mówi, że leci już do domu a numer jego abyśmy wrzucili do losowania. Mirek opowiada, że na rowie z wodą zbyt szybko chciał go pokonać i o mało co nie przeleciał przez kierownicę ale dotarł cały do mety i też jest uśmiechnięty. Ostatni do mety dociera pan Stefan z rocznika 1945 i też jes uśmiechnięty - mówi, że do domu ma jeszcze 30 km ale ma na to jeszcze całe swoje życie.
Dekoracja - losowanie - podziękowanie - dyplomy i do widzenia w Józefowie 28 marca 2010 na który to wyścig WAS zapraszam (polecam - bo warto). Tu jest prawdziwa rodzinna atmosfera.
aaaaaaaa jeszcze przed odjazdem pyszna grochówka i cherbatka z zepsutego czajnika ha ha.
Marek Karczewski