Znalezione wyniki: 2

Wróć do listy podziękowań

Rozpisałem się trochę na bikestats. Więc przykleiłem to i na forum.
Moje subiektywne wspomnienia z wyjazdu:
Na miejscu spotkania na Pl. Bema stawiło się nas 5: Adam, Marcin, Mirek, Michał i ja. Tuż po starcie chłopaki (głównie Mirek z Michałem) narzucili dość duże jak na nasze spotkania tępo. Dzień był piękny, słonko świeciło, a wiatr przez pierwszą połowę dystansu wiał w plecy, dlatego wyśmienicie mi ono odpowiadało. Szybko wysunąłem się na czoło, utrzymując prędkość ok 31-33 km/h. Nie wziąłem pod uwagę, że jadąc na szosówce jest mi dużo lżej niż chłopakom na trekkingach i góralach (chociaż Mirek trzymał tępo i raczej na zmęczonego nie wyglądał - wyćwikał się skubaniec na tych maratonach :) ). Koniec końców przeszliśmy na bardziej lajtową jazdę. Na czoło poszedł Adam. Do Zbójnej jechaliśmy spokojnym tempem. W lesie przed tą miejscowością trafił się dłuższy dość mocno oblodzony odcinek. Głównie ja i Michał mieliśmy nieco kłopotów. Szczęśliwie utrzymałem się w siodle, choć łatwo nie było :) Obok jechał Mirek na swoich najwęższych oponach 3 calowych. Z mojej chybotliwej perspektywy szedł do przodu niczym ruski czołg. Adam z Marcinem jadąc z przodu nie wiem czy w ogóle na ten lód zwrócili uwagę.
Po dojechaniu do Zbójnej zrobiliśmy postój pod sklepem. Bardzo dobrze bo miałem dużą ochotę na strzelenie colki. Po jakim takim uzupełnieniu zapasów mogliśmy ruszać dalej. zastanawialiśmy się czy nie polecieć do Nowogrodu, ale fatalny dłuższy odcinek drogi między Zbójną a Nowogrodem skłonił nas do trzymania się pierwotnego planu.
Michał niestety zaczął mieć problemy z rowerem, a dokładnie z tylną piastą, co skutecznie uniemożliwiało mu szybszą jazdę.
Razem z Mirkiem gadając o rowerkach znaleźliśmy się nagle w "ucieczce" :). Ponieważ zdobyliśmy sporą przewagę postanowiliśmy to wykorzystać, ponieważ należymy do kategorii "starzy a głupi", postanowiliśmy się ukryć i przepuścić chłopaków by z ucieczki stać się pościgiem. Mocniej przycisnęliśmy na pedały by zdobyć więcej czasu. "Wypluwając flaki" rozglądaliśmy się za kryjówką :) Nie było to proste. Wreszcie wykorzystaliśmy w naszym niecnym planie budynek mleczarni, doskonale maskujący m. in. moją odblaskową kurtkę. Wkrótce minął nas nieco pocięty peleton. Wyglądało na to, że admini trzymali stałe tępo natomiast Michał ruszył w pościg za nami. Nasz "genialny" plan powiódł się w 100%.
Spokojnie dojechaliśmy do Lelisa. Mirek z Michałem zabrali się do naprawy roweru w domu Mirka. Ja z Adamem i Marcinem czekaliśmy na skwerku. Chwile poszukiwaliśmy jakiejś ławki na słoneczku, a z jej braku ustawiliśmy się pod GOK-O -iem (cholera wie jak rozwinąć ten skrót). Miejsce nie było złe bo na słońcu. Skracając sobie oczekiwanie zieliśmy się różnymi "głupawkami" i niekoniecznie mądrymi rozmowami o których nie warto wspominać. Po (naszym zdaniem) dłuższym czasie powrócił Mirek z Michałem z prowizorycznie połatana piastą.
Pożegnaliśmy Mirka i ruszyliśmy w dalszą drogę do nieodległej już Ostrołęki.
Trochę wiało, a Michał oszczędzał piastę jak mógł tak więc wlekliśmy się w ślimaczym tempie podzieleni na dwa 2 osobowe zespoły. Pod Białobielą poczułem małe braki cukru w organizmie spowodowane wcześniejszymi sprincikami, aby się nie męczyć odwiedziłem sklep. Po natychmiastowej poprawie mogliśmy ruszać dalej.
Przed Ostrołęką jakiś baran próbował nas staranować, ale na szczęście miał dobre hamulce, chociaż ich pisk nie był zbyt przyjemny dla ucha szczególnie kogoś kto jedzie ostatni.
po dobrnięciu na Pl. Bema jeszcze chwile pogadaliśmy i do domu.
moim zdaniem był to naprawdę udany wypadzik, aż chce się następnego.
przez Panzerjager44
28 lut 2010, o 18:23
 
Skocz do działu
Skocz do tematu

Relacja !!!
Mirek wyjeżdża z Lelisa o 5:35 dociera do mnie (Czarnowca o 6:00), zapinamy rowery na pace i w drogę.
Droga jest super - suchutko i jest juz jasno, ja jestem szoferem.
Jedziemy przez Wyszków - Radzymin - Otwock. Na trasie szybkiego ruchu Mirka VW wyciąga do 160 a od wysokości Warszawy lecimy tylko 80-tką aby nie nałapać punkcików. Jadę wolno i jesteśmy na miejscu w Karczewie o godz nie pamiętam której:) bo to nie ważne:)
Odbieramy w Biurze zawodów pakiety startowe uśmiechając się do Paulinki:)
Idziemy do wozu po kanapki i wracamy do stołówki zjeść śniadanko. Zepsuty czajnik a raczej wywalające się korki każą czekać długo na cherbatkę.
Zjadamy co mamy , lecimy do łazienki:)
Mirek wraca ale idzie z kimś znajomym:)
Bartek? - a Ty co tu robisz?
Aaaaaaaaaaa przyjechałem, miałem przyjechac z rodziną ale jestem sam:)
Trzeba było się z nami umówić to byśmy pojechali razem.
Mirek - On nie chce z nami jeźdźić bo ostatnio spadła mu opona a Michałowi zepsuł się wolnobieg:)
No dobra idziemy się przebierać. STOP. Jest czajnik, woda, cherbata - pijemy coś gorącego bo jest zimno o czym wcześniej nie wspomniałem, że ok 5 rano było -11stopni.
Lecimy wystawiać rowerki.
Zbiera się tłum ludzi w okolicach Biura Zawodów. Widzimy już kilka znajomych twarzy - szczególnie te ładniejsze:) ha ha
Ładne te niektóre kolarki (nie wszystkie jeśli mam być szczery) I tu widzicie jakie korzyści oprócz poprawienia oddechu na wyścigu przynosi pobyt na tego typu imprezach.
Dobra - wsiadamy na rowery i jedziemy.
Zaraz zaraz jeszcze wracamy do sklepu bo Mirek chce kupić trochę strojów kolarskich. Wybiera, wybiera i decyduje się na same czarne i smutne kolory. Kupuje tego chyba z 7 szt. (koszulki, spodenki, bluzy, i sam nie wiem co jeszcze:))
Jedziemy na start oddalony od Biura o ok 500 metrów - do lasu Karczewskiego. Na skrzyżowaniu spoko - mało pojazdów mechanicznych więc nie ma o czym pisać, jedziemy dalej.
Jest START/META - piękne balony MAZOVIA, sektory startowe od I - X ha ha ja będę startował z 3-go, Mirek z 6-go, Bartek z 10-go.
Sprawdzamy chipy - działają bez zarzutu (pi, pii, piiii) OK można jechać na rozgrzewkę bo start o 10.00 a jest 9.25. Rozgrzewamy się w różny sposób: ja biegam, zeskakuję, wskakuję, przyspieszam, hamuję, zsiadam, poprawiam ubiór, sprawdzam czy włączona komórka, oddycham
Bartek rozciąga kończyny dolne, górnych nie widziałem, sprawdza rower, dzwoni do żony, pożycza pompki Mirkowi, i jeszcze coś robi ale nie widziałem wszystkiego bo odjechałem zbyt daleko.
Mirek jeździ tu i tam, pompuje powietrze do dętki przedniej pompką, którą porzyczył wcześniej od Bartka.
Dobra na start.
Czekamy w swoich sektorach.
Cezary mówi, że opóźniamy na 10.10 OK też czekamy :)
STARRRTTTTT !!!!!!!
I teraz zaczęł się robota - jak powiedział Czesiek z Grajewa.
Każdy gdzieś się śpieszy i nie ważne, że na trasie (i tu bez żadnej przesady) jest zmrożona czarna ziemia z koleinami samochodowymi, korzenie grubości przedramienia, kałuże a pod nimi lód, sam lód, miękki roztopiony śnieg, zmrożone koleiny śnieżne, błoto pośniegowe, błoto błotne, piasek sypki, dziury poprzeczne i wzdłużne, rowy z wodą i rowy bez wody, podjazdy, zjazdy. Trasa piękna i bez potrzeby zsiadania z rowerów. Wszyscy nadal się spieszą :) Gdzie oni tak pędzą? aaaaaaaaa do METY.
Nie jadę na Mega bo kręgosłup mój koślawy wytrzymuje tylko właściwe tempo do 12 km - jadę na Fit - dolatuję do mety z pięknym sprintem i okazuje się, że spacerowym dla mnie tempem od tego 12 do 19km jestem na mecie 7.
Mirek i Bartek pojechali na Mega, Bartek mówi, że spoko mu się jechało i z uśmiechem na ustach mówi, że leci już do domu a numer jego abyśmy wrzucili do losowania. Mirek opowiada, że na rowie z wodą zbyt szybko chciał go pokonać i o mało co nie przeleciał przez kierownicę ale dotarł cały do mety i też jest uśmiechnięty. Ostatni do mety dociera pan Stefan z rocznika 1945 i też jes uśmiechnięty - mówi, że do domu ma jeszcze 30 km ale ma na to jeszcze całe swoje życie.
Dekoracja - losowanie - podziękowanie - dyplomy i do widzenia w Józefowie 28 marca 2010 na który to wyścig WAS zapraszam (polecam - bo warto). Tu jest prawdziwa rodzinna atmosfera.
aaaaaaaa jeszcze przed odjazdem pyszna grochówka i cherbatka z zepsutego czajnika ha ha.
Marek Karczewski
przez karolbiegacz
8 mar 2010, o 19:55
 
Skocz do działu
Skocz do tematu
cron