Ja się z Karolem w pełni zgadzam. Tak właśnie odczytywałem słowo Maratończyk przy nazwisku członków AG Bez Limitu. Z podziwem bo przebiegnięcie takiego dystansu to naprawdę jest coś.
Rok temu spotkałem pod Makowem innego szosowca. Staksowalismy sobie rowery wzrokiem i zaczynamy gadać. Ja już byłem zdrowo ujechany bo miałem ponad 100 km w nogach i jakoś specjalnie się nie oszczędzałem. Więc on na mnie popatrzył i pyta: ile zrobiłem kilometrów. Na to ja że 120 i jeszcze do Ostrołęki jadę. Wtedy on,a rozumiem. Na pewno startujesz w maratonach.
Ja na to nie zastanawiając się mowie: Nie.
Gość wkrótce skręcił na Krasnosielc. Ja dopiero pod Ostrołęką skumałem o co mu chodzi z tymi maratonami (zmęczony byłem
)
Do dziś muszę myśleć nad tym gdy ktoś mówi maraton rowerowy. Strasznie głupia nazwa i całkowicie nieadekwatna do tego do czego ja się stosuje. Nagle wszystkie wyścigi na MTB to maratony, dla mnie dziwne. Duzo bardziej podoba mi się to co napisał Karol. Maraton to maraton.
PS. Przypomina mi to trochę nasze rozmowy na temat wyrazu bunkier i schron. Raczej nikogo mi się nie udało wtedy przekonać. A dla mnie brzmi to wręcz tragicznie - Bunkier.