byłem na wycieczce krajoznawczej.
Widziałem:
1. sklep spożywczy (brak zdjęcia z powodu zagrożenia kryptoreklamą);
2. parking leśny;
Zwarta grupa cyklistów samotnie podejmuje decyzje
3. zamkniętą synagogę (brak zdjęcia z powodu wysokiego płotu i słabego wygimnastykowania fotografa)*;
4. rozjechaną wydrę (brak zdjęcia z powodu drastyczności sceny, wydry są śliczne)
5. stację benzynową;
6. ponury las;
tutaj kręcili Blair Witch Project
7. łąkę;
8. forty;
9. asfaltową drogę na Ostrołękę i nie tylko (bez pierdół, nie będę robił zdjęcia asfaltowi)
Łącznie około 10 godz. w tym około 6 na rowerze. Tyłek lekko boli, nogi nie bardzo, odzież capi, nadgarstki lekko dają o sobie znać, kolano ćmi, w głowie brak konstruktywnych myśli, czyli normalka. Jednym słowem udana wycieczka, bez specjalnych fajerwerków ale i bez niemiłych zdarzeń.
Ciekawie to było potem. Wracam do domu Atos (dla tych co nie wiedzą to jest mój pies) chce na spacer. Zanim wyszedłem z nim wypiłem 2 szklanki kompotu i zjadłem pomidora. Gdy wróciłem (po około 40 min.) Zjadłem 4 kanapki, tabliczkę czekolady, wypiłem herbatę (1 kubek) i dzbanek kompotu jabłkowego (około 1,5 litra). Następnie kąpiel a właściwie moczenie się w wannie rozwiązując sudoku. Wygramoliłem się z wanny po to aby zjeść pół blachy ciasta owocowego popijając dwoma szklankami jakiegoś napoju. Banan brzoskwinia i idę (po umyciu zębów) spać. Budzę się o 2:48 i jestem głodny. Co w tym wszystkim ciekawego? Już wyjaśniam ja co do zasady nie jadam kolacji. A może po prostu to nie była normalna wycieczka?
*zdjęcia wykonywał Piotrek i Jojas