Strona 1 z 7
Wiosenny dziennik rowerowo-sprawnościowy.
Napisane:
24 mar 2011, o 06:38
przez karolbiegacz
Wiosna rozpoczęła się 21 marca więc trzeba rozpocząć wiosenne treningi
Piszemy tak jak w temacie zimowym.
Wyciągajcie zakurzone rowery i do roboty
Napisane:
24 mar 2011, o 06:42
przez karolbiegacz
23 marca 2011 (środa)
temperatura +7
godz. 19:10
dystans 6000m
podłoże - asfalt+ul.Kościuszki Rzekuń (to asfalt?)
rodzaj aktywności - bieg
czas - 0:30
stan buta -
88km
Napisane:
24 mar 2011, o 13:51
przez Pijący_mleko
Pierwszy Dzień Wiosny
Dopiero późnym popołudniem znalazłem czas na rower
Ponura była pogoda, więcej mój wieczny melancholijny nastrój się tylko pogłębił.
Może tego dnia nie byłem zbyt spostrzegawczy i dlatego z oznak wiosny znalazłem tylko rozwinięte bazie i mnóstwo kluczy kaczek.
Napisane:
24 mar 2011, o 18:51
przez jojas
A gęsi to nie widział?
Napisane:
25 mar 2011, o 06:13
przez karolbiegacz
24 marca 2011 (czwartek)
temperatura +7
godz. 18:58
dystans 5500m
podłoże - asfalt+ul.Kościuszki Rzekuń (to asfalt?)
rodzaj aktywności - bieg
czas - 0:28
stan buta - 95km
Napisane:
26 mar 2011, o 14:51
przez Toki
26 marca (sobota)
Bieg 13km
1h20'
chodnik czy tam kostka :X
licznik na butach: 514km+
Napisane:
27 mar 2011, o 17:46
przez 77maka77
25 marca 2011 r
Zimno
Czas jazdy około 2 godzin
Dystans ok 47 km asfalcik.
Kierunek Lelis - Dąbrówka -Gąski - Stanisławowo - Kurpiewskie - Łęg Przedmiejski - Ostrołęka
Niestety od połowy trasy wiatr był dość silny ( zerwało mi jeden napis z kurtki ;-) Nie dało się wracać więcej niz 22 km/h
Sukces bo nie musiałem przerywać jazdy z powodu bólu nogi więc rehabilitacja przynosi efekty z czego się bardzo cieszę . Mam nadzieje , że teraz będzie już tylko lepiej , forma wraca ból coraz mniejszy byle tak dalej.
Przebieg trekinga w tym roku 273 km
Napisane:
28 mar 2011, o 06:23
przez karolbiegacz
27 marca 2011 (niedziela)
temperatura -6
godz. 07:45
dystans 10000m
podłoże - las 90%
rodzaj aktywności - bieg
czas - 0:56
stan buta - 105km
27 marca 2011 (niedziela)
temperatura +5
godz. 18:00
dystans 15000m
podłoże - asfalt, + trasa duathlonu`u
rodzaj aktywności - rower
czas - 1:15
stan licznika 480km
Napisane:
28 mar 2011, o 07:35
przez Pijący_mleko
Poniedziałek (28.03.2011)
Ranek zaczął się rewelacyjnie.
Uniknąłem dwóch kolizji a spora tafla grubego lodu, która oderwała się z plandeki ciężarówki szczęśliwie rozbiła się na asfalcie półtora metra od mojego roweru.
Kask się czasem przydaje tylko dlaczego zapomniałem go dzisiaj założyć.
Napisane:
30 mar 2011, o 05:47
przez karolbiegacz
28 marca 2011 (poniedziałek)
temperatura +6
godz. 18:20
dystans 12000m
podłoże - szosa
rodzaj aktywności - rower "szosa"
czas - 0:20 (10km czas)
stan licznika - 490km
29 marca 2011 (wtorek)
temperatura +5
godz. 17:10
dystans 15000m
podłoże - asfalt, + trasa duathlonu`u
rodzaj aktywności - rower "szosa"
czas - 1:15
stan licznika 510km
Napisane:
30 mar 2011, o 19:44
przez Wojtek
29.03.2011 - 1,5 h rower asfalt
30.03.2011 - 1 h h rower las : )
Napisane:
31 mar 2011, o 08:42
przez Pijący_mleko
Środa (30.03.2011)
Jestem (byłem (?) ) ostatnio mocno zakręcony, a ostatnie przestawianie zegarków nie poprawiło tego stanu rzeczy.
Szalejąca burza myśli sprawia ze jeżdżę nieodpowiedzialnie ocierając się o samochody i pieszych.
Nie wiem komu lub czemu dziękować ze nie doszło jeszcze do kontaktu.
Dlatego w środowy wieczór po raz pierwszy od dłuższego czasu postanowiłem nie zabierać rowerka na spacer.
Już na "obwodnicy" pierwsze trzy mijane po kolei osoby są znajome, choć tego wieczoru brakowało im rowerowego atrybutu (dwie z nich biegały a trzecia osoba wędrował z kijkami).
Szeroki uśmiech z jakim każda tych osób mnie powitała sprawiła, że poczułem się podbudowany.
Po opuszczeniu "obwodnicy" i cywilizacji zobaczyłem ze jednak nie wszyscy zdradzili rower, bo przed nosem śmignęła mi znajoma rowerzystka w czerwonych spodniach i jasnych spodenkach
, która chyba nie zauważyła czterech żurawi nad sobą.
Po kilkukilometrowym spacerze nastrój miałem lepszy i nawet powróciłem do lektury zaniedbany książek
Napisane:
31 mar 2011, o 09:13
przez karolbiegacz
30 marca 2011 (środa)
temperatura +10
godz. 18:15
dystans 15000m
podłoże - asfalt, + trasa duathlonu`u
rodzaj aktywności - rower "szosa"
czas - 0:35
stan licznika - 525km
30 marca 2011 (środa)
temperatura +7
godz. 19:00
dystans 3000m
podłoże - asfalt +żwirówa
rodzaj aktywności - bieg
czas - 0,15
stan buta 108km
Napisane:
6 kwi 2011, o 12:26
przez Pijący_mleko
Wtorek (5.04.2011)
Gdy rano wyciągam rower to czy mam lepiej od większości społeczeństwa podążającego do pracy ?
Już na dzień dobry widzę pieszych szybkim krokiem kierujących na najbliższy przystanek autobusu, z ich twarzy bije lekka panika by złapać publiczny środek transportu.
Na jezdniach widzę ludzi za kierownicą samochodów, których oczy goreją szaleństwem, spieszą się do pracy, muszą zdążyć nawet jadąc po trupach.
Obawiają się czy kolega z pracy nie dojedzie pierwszy i nie zaparkuje na jego ulubionym miejscu, możliwe nawet ze nie znajdą wolnego miejsca parkingowego w pobliżu zakładu.
Możliwe ze mają też inne powody aby wychodzić z domu na pięć minut przed rozpoczęciem pracy.
We wtorek na "obwodnicy" nie przypuścili starszej pani, tzn jeden się zatrzymał, ale babcina doszła tylko do połowy przejścia bo drugim pasem mknęły jeden za drugim pogromcy dróg.
Musiała długo czekać, ponieważ oni spieszą się do pracy ... przynajmniej ten z pierwszego pasa który ją przepuścił wykazał sporo cierpliwości osłaniając przez parę minut jej tyły (czasem zdarza się znaleźć rozsądnych kierowców).
Ale często też widzę rowerzystów.
Większość jedzie w rozsądną prędkością.
Prawie nie widać pośpiechu, mają czas na rozmowy przez telefon lub rozmowę z towarzyszem wspólnej drogi, słuchają MP3 lub mają sposobność przyjrzeć się okolicy.
Prawie zawsze widzę uśmiech na ich twarzy a spotykani rowerzyści , których nie znam a jedynie codziennie widzę ich po drodze, pozdrawiają mnie.
Ja też jadę spokojnie i nie przyśpieszam bo dokładnie wiem ile zajmie dojazd.
Wiem że nie będę miał problemu z zaparkowanie roweru, będę miał czas na przebranie się w strój biurowy.
Więc czy mam lepiej od pieszych i zmotoryzowanych ?
Napisane:
7 kwi 2011, o 08:46
przez jojas
Pijący_mleko napisał(a):Wtorek (5.04.2011)
Prawie nie widać pośpiechu, mają czas na rozmowy przez telefon lub rozmowę z towarzyszem wspólnej drogi, słuchają MP3 lub mają sposobność przyjrzeć się okolicy.
Prawie zawsze widzę uśmiech na ich twarzy a spotykani rowerzyści , których nie znam a jedynie codziennie widzę ich po drodze, pozdrawiają mnie.
Więc czy mam lepiej od pieszych i zmotoryzowanych ?
Oczywiście, że mają lepiej szczególnie jak gadając przez telefon lub słuchając mp3 wpadną w dziurę i wywiną orła lub bezskutecznie (to moje przypuszczenie) będą taranować walec drogowy lub inną zawalidrogę typu zaparkowany samochód, znak drogowy itp.
Napisane:
11 kwi 2011, o 07:18
przez Pijący_mleko
Niedziela (10.04.2011)
Pochmurno ...
... śnieżyca
... Brok
... meble
... słońce
... wmordewind
... 122 km.
Napisane:
11 kwi 2011, o 11:01
przez karolbiegacz
Pijący_mleko napisał(a):Niedziela (10.04.2011)
Pochmurno ...
... śnieżyca
... Brok
... meble
... słońce
... wmordewind
... 122 km.
co to za szyfry?
Napisane:
14 kwi 2011, o 15:11
przez Toki
Deszczowo i zimno:
Wtorek i środa 12,13, bieganie po 10km.
Środa 14.04 , w końcu piękna pogoda!
Bieganie
15km w czasie 1h23min
Śr. tempo: 5:34/km
Licznik na butach 619km+
Amortyzacji to już w ogóle nie czuję, po kostce to już się boję biegać, ale dzisiaj po wale było bardzo fajnie. No ale co się dziwić buty mają już ponad 3lata, choć km zliczam od pół roku, a wcześniej było takie bieganie od czasu do czasu.
Napisane:
18 kwi 2011, o 10:13
przez Pijący_mleko
Piątek (15.04.2011)
Spokojnie czytam wieczorem "Trzy wiedźmy" Pratchetta, opis pierwszej próby tankowania latającej miotły w powietrzy przerywa telefon.
Wściekły patrzę na wyświetlacz - jojas ... odbieram i słyszę przychodź na żłopanie mleka.
Taka zachęta i nie ma przeproś, trza się ubrać i opuścić wygodna kanapę.
Mam jeszcze dodatkowy pretekst aby odwiedzić jojas'a, może da się wycyganić szosówkę na KaszebeRunda.
Negocjacje co do szosówki nie idą łatwo, jedno mleko ... drugie ... trzecie i nie ustępuje.
Rozglądam się za twardszymi argumentami i widzę na półce solidną o prawioną w skórę książkę o obco brzmiącym tytule: " De revolutionibus orbium coelestium".
Niechcący uruchomiony obrót na półce naruszył sferę nie chronionej kaskiem głowy upierdliwca.
Sobota (16.04.2011)
Trzeba wypróbować uprowadzony rower.
Plany: Krótki trening na trasie Daniszewo - Zapieczne - Susk
Pierwsze 200 m ... falstart, buty nie pasują, hamulce nie działają, siodełko za wysoko.
Powrót, przeróbki i druga próba.
Kolejna próba.
Pierwsze 10 km to właściwie nauka jazdy, średnia 15 km/h, samochody trąbią hamulce dalej nie działają.
Krótka wizyta u karolbiegacz'a dla uspokojenia nerwów i ruszam dalej by wykonać pierwotny plan.
Zaczynam łapać o co biega.
Daniszewo - Wojsze - Grodzisk ... chwila nie taka miała być trasa.
Ale trudno skoro powiedziało się A to trzeba powiedzieć B.
Piski - Kleczkowo ... kierunkowskaz na Radgoszcz kusi (miałem do niego jechać i jest okazja).
Kleczkowo - Śniadowo w 18 minut ... dziwne, zastanawiając sie nad tą zagadką kręcę się po okolicy i nawracam na Nowogród.
Jednak pod Szczepankowem mam dość.
Rzyć boli, stopy bolą, hamulce nie działają , rama za wysoka o jakieś 2 numery... wracam do DOMU !!!.
Podsumowanie:
Przejechane ponad 108 km, średnia prędkość 26.9 km/h , maksymalna prędkość 78km/h (jeżeli można ufać bezprzewodowemu licznikowi).
W rowerze: przyciąć ramę ?, założyć platformy by ulżyć stopom , zrobić coś z hamulcami, sprawdzić wianki w tylnym kole bo mnie hamowało.
Zanim wsiadłem na szosówkę to myślałem ze dam radę zrobić 225 na KaszebeRunda ... teraz wątpię ... odległość można jeszcze pokonać ale nie wiem jak pokonam te wszystkie pagórki.
Trzeba by jeszcze potrenować np. gdzieś za Łomżą , tylko potrzebuję tubylca który pokaże mi lokalne górki.
Napisane:
18 kwi 2011, o 10:44
przez lostpearl
Mam podobne wrażenia co do KaszebeRunda 225. Z tym, że ja odkąd wsiadłam na "kolarkę" myślałam, że przejadę
Cud malina maszyna (mimo, że niektórzy mówią kup inne pedały, zmień tylną zębatkę na 24 ząbki - jakbym wiedziała o co chodzi, przydałyby się nowe hamulce, a nawet rama aluminiowa by się przydała o karbonie nie wspominając), mknie się, że o rany Julek, doganiam w końcu Netkę
- no ŻYĆ, JEŹDZIĆ I PODBIJAĆ KASZUBY!!!
Do wczoraj tak myślałam. Do makabrycznego momentu, kiedy zrozumiałam, że przełożenia to jednak ważna sprawa w podjazdach (szczególnie wtedy, kiedy samość moja osobista słaba jak wiekowa dama z globusem i solami trzeźwiącymi pod nosem). Z braku soli i ząbków w liczbie 24 co najmniej - zajechałam się prawie na śmierć, a ambicja przejechania pagórzastego Kaszebe zdechła w przydrożnym rowie na AMEN prawie.
Może uda mi się ją reanimować, bo nie lubię poddawać się kiedy jakaś nadzieja dynda sobie jeszcze na ostatnim włosku.
Górka - sprawczyni umierającej ambicji. Na zdjęciu nie wygląda tak jak w rzeczywistości - czyli niebotycznie wysoko i prosto do góry jakby nie mogła skręcić sobie odrobinę w bok.
Na górkę wjechałyśmy obie (ja i Netka) dzięki
Trenejro,
zwanym tutaj KRAKUSEM.
Dzięki
KRAKUS za batoniki, doping i upodlenie mojej ambicji na wycieczce rekreacyjnej w okolicach Krakowa. Netka czuła niedosyt, ale ona to zupełnie inna bajka ...