Nad poprzednim postem nie miałem czasu popracować, bo 10 minut to za mało by składnie wszystko wyłożyć, więc wyszedł raczej spis treści
No, ale obawiam się ze ciąg dalszy nie będzie lepszy.
Sobota (25.06.2011)
Gdy przed godziną 4:00 wchodzące słońce, żurawie i szum jeziora zmówiły się aby mnie obudzić, to tylko zacisnąłem zęby i przewróciłem się na drugi bok.
Nie będę przecież wstawał o tak barbarzyńskiej porze.
Przewalałem się do 7:00, by zaraz potem cichutko aby nie zbudzić śpioch-krulika , dobrałem się do lektury "Łowców Kosci" Eriksona.
Przed dziewiątą udało się jednak wykopać Go ze śpiwora, bo czekało trochę pracy przy szalunkach i betonie.
Wytrzymaliśmy do południa.
Dwóch inżynierów budownictwa na rowerze nie może obojętnie przejeżdżać obok pewnych obiektów.
Nawet jak niszczeją zapomniane daleko od głównych szlaków.
Zal ściska, bo ktoś to kiedyś budował, wkładał w to długie godziny pracy, by teraz były niepotrzebne.
Czasem jednak wnerwiałem krulika25, bo wjeżdżałem na każdą rozwalającą się budowlę jaką spotkaliśmy po drodze, by dokładnie obejrzeć ją od góry.
A czasami przydała by się latarka , bo kask przydawał się na pewno.
Na dowód ze nie zwiedzaliśmy tylko ruin, zdjęcie zadbanego obiektu jakim jest cmentarz rodzinny rodu Kullak - Ublick
W ciągu tych trzech dni nie zaszaleliśmy z ilością kilometrów, ale za to każdy tych kilometrów nie był nudny jak to się zdarza przy jeździe na szosówce.
Ja naładowałem się na mazurach taką energią ze znajomi na niedzielnych zawodach w Szczytnie mnie nie poznawali, co prawda miałem wtedy także kilkudniowy zarost, ale nie o to im chodziło
Ps.
Prowadźcie dziennik bo jak zawalę tę stronę zdjęciami to dłużej będzie się ładowała.
A miniatur nie mam ochoty wstawiać