Naleśniki
Słowo, który zmienia kierunek jazdy
Wykręcamy na Brańsk. 5-cio kilometrowy skok w bok.
Czaje -> Małyszczyn
Kolejna krzyżówka, jedna asfaltowa droga prowadzi na płn , druga żwirowa pod górkę na płd.
Wskazówek które dostaliśmy od spotkanych wcześniej rowerzystów mało, lecz mała tabliczka "Ziołowy Zakątek 3 km" dobrze wróży.
Wybieramy żwirówkę.
Kurzy niemiłosiernie i dlatego muszę pochwalić jednego kierowcę jadącego z naprzeciwka, który to zwolnił kilometrówka przed nami, gdy nasz zobaczył. Dzieki temu tumany kurzu za samochodem opadły to bardziej akceptowalnych rozmiarów.
Innych nie pochwalę ...
Po 3 kilometrach mijamy miejscowość Koryciny. Kolejna wskazówka "Ziołowy Zakątek 1 km" .
Sprawdza się teoria Mariana ze do podanych kilometrów trzeba dodawać jeden kilometr.
- Aha, czyli już niedaleko 2 km i jesteśmy na miejscu
Spory kawałek piachu dalej przez łąki i lasy, zaczynamy podejrzewać ze zbliżamy się do celu.
Mnóstwo samochodów

(w takiej dzicy ?)
Skręcamy w lewo , tam jeszcze więcej aut.
Dookoła roznosi się zapach ziół.
W zagrody pełne zwierza różnego kopytnego, klatki z ptastwem rozmaitym z czego było chyba z osiem ras kur.
Brama i wjeżdżamy w uroczą mini wioskę. Stara zabudowa, skansen.
Pełno też mini architektury drewnianej. Ludzi wypoczywających lub konsumujących od groma.
Tylu jeszcze nie widziałem w żadnej przydrożnej knajpie przy drogach tranzytowych.
No tak wszędzie jedzą a my nie widzimy gdzie kuchnia
Niecierpliwi pytamy kolejnych pałaszujących gdzie się kierować.
Po ok. 150 metrach trafiamy na miejsce, stara chałupa, przyciemnione wąskie miejsce, barek , na prawo i lewo w izby jadalne pełne ludzi.
Meni znajdujemy na tablicy wypisane kredą.
Aż cztery pozycje
Oczywiście wybieramy naleśniki - 7 zł za talerz.
Dostajemy duży stojący numerek , aby kelner mógł nasz odnaleźć na wiosce.
Wybieram sobie miejsce przy piecu do suszenia ziół obok chałupy ze zdjęcia (post wyżej).
Korzystamy z wody którą znaleźliśmy obok, Marian idzie pozwiedzać ogromny ogród, ja obserwuję kury zielononóżki dziobiące w nogach innych gości.
Kelner jak już nasz znalazł (nie ma co się dziwić teren spory) przynosi dwa talerze z naszym daniem.
Dwa pulchne naleśniki z serem, polane śmietaną z cynamonem , obok naleśnika przesłodki marynowany owoc róży (owoc szok w ustach).
Zdjęcie tego nie oddaje, bo ja na widok z talerza myślałem ze to porcja na dwóch.
Naleśniki spore, patelnię mają ogromną, nie oszczędzają na gościach, brzuch po nich był pełny, tak ze do następnego popołudnia byłem szyty.
Tak ze pomysłów Mariana o tym co jeszcze przygotuje na kolację nie słuchałem
cdn ...
edit:
hm ... wyszło ze z tekstu wali nieudolna reklama
