Trza wrócić do dziennika bo już są zaległości, a czasami ktoś to czyta
Czwartek (25.08.2011)
Do
Karlskrone Bike Marathon mało czasu a ja dalej gorączkuje i kaszlę.
Więc wykonałem taki plan:
Mała dawka roweru rano i popołudniu, szykowanie samochodu i załadunek przyczepy
a wieczorem 2,5 godzinna terapia po pierzyną ale na poduszce elektrycznej ustawionej na maksa plus polopiryna.
Wypociłem chyba ze dwa litry płynów, bo nawet z odkrytych części ciała lało się strumieniem.
Korzyść ... udało mi się trochę dłużej poczytać książki bo ostatnio mało ich pochłaniałem.
Po takiej terapii jednak nie miałem sił na pakowanie, oj ciężko to szło i wielu rzeczy zapomniałem zabrać.
Trzeba było pakować się wcześniej.
Piątek (26.08.2011)
Długa droga do Gdyni, a czas ciągnął się jak świeża guma.
Pogoda za to rewelacyjna czyli słońce próbowało zrobić z busa mikrofalówkę.
Dobrze ze czasami dało się posłuchać rozmów współpasażerów a raz nawet znalazłem półgodzinną pracę dla obu rąk
i tylko szkoda bo taką robótkę mogłem zrobić jeszcze ze dwa razy i czas szybciej by zleciał ale nie było zapotrzebowania.
Dlatego częściej zdarzało mi się uciekać w zakamarki mojej wyobraźni czyli miałem chwilowe oderwania od rzeczywistości.
Parkowanie w Gdyni przyjąłem zatem z ulgą.
Dziewczyny urwały się na zakupy (normalne
) a ja z krulikiem zaczęliśmy myszkować po porcie i czasami nawet ogrodzenia nie były przeszkodą.
Potem odprawa i ... dostaliśmy kajutę na innym pokładzie niż dziewczyny
Ale czy to przeszkoda.
Sobota (27.08.2011)
Dzień jak co dzień - szczegóły
tutaj
Po małych rozrywkach na rowerze obowiązkowy spacer i odkrywanie obcego miasta.
tylko czasami
krulik kręcił nosem by nie dzielić czasu z dziewczynami bo one nas wykończą
Czyli udało się we dwójkę poznać Kalmar a jako inżynierom ciągle udawało nam znaleźć atrakcje nieznane laikom
Niedziela (28.08.2011)
Gdy rowerzystki jeszcze śpią spokojnie można się zabawić jak mali chłopcy.
Bo morze było pełne wirtualnych obcych okrętów.
Zapach siarki drażnił powonienie a czarny dym co chwilę owiewał rozpalonych obrońców.
Huk i krzyki ...
... no dobra na czym to skończyłem.
Aha trzeba jechać na start.
Przejrzeć rowery zespołu i trochę się pościgać ... czyli jak co dzień.
Odebrać medal.
I zaparkować na promie.
Poniedziałek (29.08.20110
No nie chciało się tak szybko opuszczać Bałtyku.
A droga do domu długa.
Przynajmniej niektórym udało się zasnąć ... ale nie wszyscy mieli to szczęście.