Dojrzałem już wczoraj, chociaż dzisiaj jeszcze jestem potłuczony i podrapany ale przeziębieniu się nie dałem i zaraz lecę na trening. Trasa bardzo podobna do tej sprzed roku, jednak po ulewach ( bo to nie można było nazwać zwykłym opadem deszczu) trasa zmieniła się w horror dla sprzętu i nie których zawodników. W sumie nie dotarło do mety 44 zawodników w tym i ja. Miałem siłę bo przez pierwsze 10km jechałem w czołówce widząc przed sobą Patryka Piaseckiego ( wygrywa większość imprez Mazovii). Po 23 km urwałem po raz pierwszy łańcuch na spince. Nie miałem zapasowej więc rozkułem jakieś ogniwo i dalej w drogę. Były podjazdy które przez wodę zmieniły się w gliniane lodowisko i nie było sposobu by wjechać na nie rowerem. Po 5km urwałem drugi raz łańcuch wyginając przy okazji przednią przerzutkę, jej ramię pękło więc założyłem na środkową tarczę i z nastawieniem aby tylko dojechać ruszyłem dalej. Na 33 km urwałem łańcuch trzeci raz, który jeszcze w jednym miejscu się rozłączył. I tutaj widząc jakąś wioskę przed sobą zakończyłem ściganie. Dołączyła do mnie para rowerzystów z Chełma którym pokończyły się hamulce i tak sobie czekaliśmy na wezwane na pomoc rodziny w samochodach. W domu okazało się że również miałem zdarte okładziny hamulców. W sumie przywrócenie roweru do stanu używalności kosztowało mnie ponad 300zł. Kilka osób odwiozła karetka z poważnymi obrażeniami. Praktycznie już na mecie wszyscy byli mokrzy i dopóki nie wjechaliśmy w teren było ok a potem było ostro. Naprawdę szkoda sprzętu na takie imprezy chyba że komuś ten sprzęt funduje bogaty sponsor