Czy półmaratończyk to półbiegacz?
Autor: Michał Walczewski Data : 2011-04-27
Nie ma wątpliwości, że dystansem cieszącym się największą estymą wśród biegaczy jest maraton. To chęć ukończenia biegu maratońskiego jest najczęstszym celem do którego dążymy realizując systematycznie i z uporem plany treningowe. Mało tego - chęć zostania maratończykiem zwykle jest powodem rozpoczęcia przygody z bieganiem! Jednak bieganie to nie tylko maraton, ale także dystanse od niego znacznie krótsze. Może nie tak zaszczytne, nie tak wymagające, nie tak egalitarne, ale... z wielu przyczyn cieszące się nie mniejszą popularnością niż sam maraton.
Pamiętam, że przez pierwsze kilka lat mojej przygody z bieganiem istniały dla mnie wyłącznie maratony. Wręcz nie mogłem wyobrazić sobie powodu, dla którego miałbym startować w zawodach na krótszych dystansach, skoro powodem mojej dumy było pokonywanie kolejnych maratonów. Wystartować w zawodach na dystansie 15 kilometrów? Po co, przecież mogę sobie tyle pobiec na treningu… Półmaraton? Na mecie będę się czuł, jakbym zszedł w połowie dystansu…
W połowie lat 90-tych na krótszych dystansach niż maraton nie wręczano na mecie medali lub była to rzadkość. A medal był tym wymarzonym, wypragnionym, wychuchanym trofeum. Dla mnie była to jedyna licząca się pamiątką z biegu. Nagroda, powód do nieustannej dumy i radości. Pamiętam, jak pewnego razu na mecie jednego z maratonów, gdy dowiedzieliśmy się że zabrakło dla nas medali, usiedliśmy i postanowiliśmy siedzieć tak długo, aż medale się dla nas znajdą. Byliśmy zrozpaczeni! Medale się znalazły ;-)
Po co więc biec w jakimś półmaratonie, skoro na mecie nie ma medalu?
Po kilku latach, gdy na swoim koncie miałem już kilkanaście „zaliczonych” maratonów, zacząłem powoli odkrywać krótsze biegi. Pierwszym z nich był Bieg Uliczny w Krapkowicach, potem wystartowałem w nieistniejącym już półmaratonie w Prudniku, następnie w Półmaratonie Wiązowskim, Festiwalu Biegowym w Zamościu itd. Były to starty od przypadku do przypadku, ale pozwoliły mi z czasem zrozumieć, że bieganie to nie tylko 42 kilometry i 195 metrów.
Musiało minąć wiele kolejnych lat, bym należycie docenił te krótsze biegi. Z różnych powodów przez kilka lat trenowałem bardzo mało lub wcale. I dopiero gdy postanowiłem powrócić na startowe trasy, gdy formę trzeba było zacząć budować niemal od zera zrozumiałem, jak bardzo wyczerpujący jest pełny maraton :-) Wyobraźcie sobie, że wrzucacie na plecy 30 kilogramowy worek z ziemniakami, i stojąc na jednej nodze w bezruchu liczycie sekundy, minuty, godziny… po dwóch godzinach takiego stania macie już wszystkiego serdecznie dość, a to dopiero półmetek :-)
Więc tak półmaratony odkryłem dopiero wtedy, gdy okazało się, że jestem „za cienki” na maratony, których pokonanie było dla mnie istną gehenną. Dystans o połowę krótszy i… nagle bieganie w zawodach znowu stało się miłe, przyjemne, bezbolesne. Bez stresu czy ukończę, bez tygodniowego odchorowywania startu, bez miesięcznego leczenia się ze wstrętu do biegania. Bez spinania się, zajeżdżania, bez bólu i kontuzji…
Najważniejsze jednak było to, że mogłem startować niemal co weekend. Ba! Zdarzały się nawet weekendy, gdy udawało się wystartować w dwóch półmaratonach! W sobotę w Kietrzu, a w niedzielę w Rudawie :-) Gdy doliczyć do tego krótsze dystanse moje bieganie znowu nabrało kolorytu - otworzyły się przede mną wrota prawdziwej turystyki biegowej. Moim rekordem życiowym, chyba już nie do pobicia jest 6 startów w 4 dni… Ponad tysiąc kilometrów w aucie niemal non stop, ale za to jaka satysfakcja :-)
Maraton to prestiż, do którego dążą zarówno biegacze jak i organizatorzy. Myślę jednak, że niepotrzebnie wiele miast za punkt honoru stawia sobie organizację maratonu. Półmaraton jest kilkukrotnie tańszy, łatwiejszy w organizacji i niezwykle kompaktowy. Imprezę można otworzyć i zamknąć w niecałe 3 godziny. Łatwiej jest wyznaczyć trasę, łatwiej ją zabezpieczyć, nie trzeba organizować noclegów, a na punktach odżywczych na trasie wystarczy zapewnić wodę. W końcu, co bardzo ważne… o wiele łatwiej zachęcić do przyjazdu na krótszym dystansie biegaczy i zadbać tym samym o frekwencję!
Historycznie rzecz ujmując 20-30 lat temu biegi były rozgrywane na kilku podstawowych dystansach: 10 km, 15 km, 20 km i maraton. W pewnym momencie na świecie wybuchła moda na półmaratony jako dystanse bardzo korespondujące z maratonem. W ciągu kilku lat biegi rozgrywane na klasycznym dystansie 20 km zostały dosłownie zdmuchnięte z powierzchni ziemi i teraz ze świecą trzeba szukać możliwości startu na tym obecnie już całkowicie nietypowym dystansie. Niejaką ciekawostką pozostało kilka biegów 15 kilometrowych, zajmują one swoją niewielką, aczkolwiek bezpieczną niszę. Półmaratony błyskawicznie zawojowały wszystko pomiędzy 10 kilometrami a maratonem.
W naszym kalendarzu na rok 2010 znalazłem 84 różnego rodzaju maratony i 69 półmaratonów, podobnie ta relacja kształtuje się w tym roku. Oczywiście maraton maratonowi nierówny, tak jak i półmaraton półmaratonowi. Co jednak mnie osobiście cieszy to fakt, że czasy nagradzania medalami wyłącznie maratończyków dawno już minęły, i od dobrych dziesięciu lat medal otrzymujemy w każdym dużym i średniej wielkości biegu, bez względu na dystans.
Polska „scena” biegowa doczekała się w okresie ostatnich dziesięciu lat wielu wspaniałych, nowych imprez. Półmaraton Warszawski i Poznański to imprezy niejako towarzyszące, „wiosenne” odpowiedniki jesiennych maratonów. Ale nie sposób nie wspomnieć o Półmaratonie Lechitów w Gnieźnie, Półmaratonie Jurajskim w Rudawie, niesamowitym Półmaratonie Słowaka w Grodzisku Wielkopolskim, Półmaratonie św. Mikołajów w Toruniu, Półmaratonie dookoła Jeziora Żywieckiego, Półmaratonie Ślężańskim w Sobótce, półmaratonach w Hajnówce, Szczecinie, Katowicach, Nowej Soli, Rybniku. A przecież wymienić trzeba jeszcze niezwykle kameralne imprezy półmaratońskie w małych miejscowościach - w Kietrzu, Korycinie, Bytowie, Pucku, Chełmży, itd. itp…
Mimo to, aż do tego roku wciąż jakoś tak w głębi serca półmaratony postrzegałem jako te „gorsze” imprezy, niepełnowartościowe maratony. Wyzwanie mniejsze, więc i radość niepełna… Oczy otworzyły mi się dopiero wtedy, gdy w ramach organizacji tegorocznej Ligi ASICS zaproponowałem likwidację rywalizacji na dystansie półmaratonu. Po raz pierwszy zawiódł mnie na całej linii mój redakcyjny nos, na moją głowę posypały się skargi, prośby i protesty zawiedzionych czytelników.
Okazało się, że społeczeństwo… kocha półmaratony !!! Uległem, i klasyfikację na najszybszego półmaratończyka przywróciliśmy
W związku z Wielkanocą, czyli z „małym sezonem ogórkowym”, postanowiłem spisać argumenty przemawiające na korzyść półmaratonów. Oto one (zapraszam do ich uzupełniania)
1. Łatwość organizacji
2. Łatwość… przebiegnięcia
3. Niższe opłaty startowe
4. Możliwość częstych startów
5. Duża liczba uczestników
6. Różnorodność
7. Medale za połowę wysiłku :-)
8. Przetarcie przed maratonem
9. Bardziej kameralny klimat
10. Niby krócej, a radość taka sama :-)
Na koniec postaram się odpowiedzieć na postawione w tytule tego artykułu pytanie. Czy półmaratończyk to półbiegacz? Nie. Półmaratończyk to z całą pewnością biegacz pełną gębą...
A jeżeli nie pełną gębą, to co najmniej półgębkiem :-)
ź:
http://www.maratonypolskie.pl/mp_index. ... &code=2106