lostpearl napisał(a)::rotfl: Niech nastąpi c.d.
jojas napisał(a):Żarty się skończyły, skoro zacząłem to wypadałoby jakoś zakończyć.
Powrót do ciepłego domku trwał do cholery i trochę. Wiaterek (zimny jak oddech umarlaka) radośnie owiewał nam twarze i w porywach pozwalał śmigać 12 km/h. Urocze. Tuż przed wjazdem do Ostrowi minął nas TIR (niekwestionowany król drogi od czasów gdy pędziły po nich w obłokach aromatycznych spalin pojazdy m-ki Kamaz), lecz niestety driver był ślepy, nie trafił mnie i musiałem dalej pedałować co nie było ani przyjemne ani pożyteczne ze społecznego punktu widzenia. Po chwili znów byłem pełen nadziei bo usłyszałem pisk hamulców. Płonne nadzieje, żółty Garbusik (nowa wersja) miał sprawne hamulce. A mogło się już skończyć moje pedałowanie. Jak pech to pech. Jechałem dalej, jakiś piep....ny sadysta wbijał mi po jednej igiełce w każde włókno mięśniowe. Powoli i systematycznie zaczynałem mieć dość ”WYBITNIE REKREACYJNEJ PRZEJAŻDZKI”. Przejeżdżając przez estakadę (tak to się chyba nazywa) nad trasą W-wa Białystok, chciałem zrzucić rowerek w dół ale niestety skubaniec jest ciężki i nie mogłem go podnieść powyżej barierki . Ponieważ sił nie stało to ciągnąłem się za resztą grupy jak łańcuch za krową brzdąkając pod nosem różne ładne i nie tylko ładne wyrazy. Za Jelonkami z magnetyczną wprost siłą zaczął mnie przywabiać rów z wodą . Ach jak miło byłoby w min spocząć na wieki marzyłem, lecz gdy pomyślałem iż reszta uczestników miałaby moralny obowiązek składać tam co roku lilie wodne i orchidee, to zrobiło mi się trochę głupio i zrezygnowałem. Ostatecznie nie jestem samolubem. Czerwin, knajpa, fajnie, niestety krótko bo słońce nisko. Sieczkarnia może do niej wskoczyć? Holender, nieczynna . Podobnie jak i młockarnia . Jak pech to pech. Może skurczybyk przyczepił by się do kogoś innego. Było już blisko celu. Myślałem pozytywnie. Grodzisk – może spadłby na mnie samolot niekoniecznie TU-154 obojętnie jaki aby tylko wystarczająco ciężki. Repki – może czołówka z wyścigowym walcem drogowym, złudne nadzieje . Jak pech to pech. Zamość grzeje 17km/h, prawie jak Niki Lauda na Ferrari. Gdybym rozbujał się do 40- stki i huknął w drzewo? Fajnie by było, jednak nierealne, musiałby mnie gonić pies Baskerwilów żebym przyśpieszył choć o kilometr. Psa nie było. Jak .... Stacja – utrzymuje tempo (szaleńcze) łeb spuszczony (lepsza aerodynamika), piana na ustach, obłęd w zmrużonych oczach, jeszcze tylko piątka. Co za idiota wkopał krawężniki na środku jezdni! Chce mnie zabić? To nie krawężnik to wysepka na rozjeździe, i tak kretyn i morderca to zrobił, tak blisko celu chciał mnie wykończyć. Głąb jeden. Zgrzytam zębami, prawdopodobnie przejechałem przez tory, skąd w Ostrołęce tory? A w du...e z torami. Skręcam na osiedle Kwiatowe. Organizatorka ”WYBITNIE REKREACYJNEJ PRZEJAŻDZKI” uparła się aby z psami przedyskutować sprawę bezdomnej Policji (albo odwrotnie). Jednak rezygnuje, pewnie brak jej wiary w skuteczność tych działań. Ostatecznie nie każdy ma tak mocną psychikę jak ja. Rozdzieliliśmy się przy Mini Malu. Dwie osoby pojechały w kierunku rzeki (ciekawe po co, mam nadzieję, że nie miały jakiegoś głupiego pomysłu), a spec od mleka mruknął „odprowadzę cię do domu bo możesz dostać zawału”. Może powiedział coś innego ale serce mi łomotało tak jakbym miał dostać zawału, tak że nie jestem pewien co powiedział. Zostałem sam. Zsiadłem z roweru. Tyłek miałem na miejscu bo bolał mnie nieziemsko. Nogi zamiast drobić kroczki chciały dalej pedałować, jakby im jeszcze było mało. Znosząc rower po schodach do piwnicy zapomniałem podnosić nogi. Potknąłem się, zakląłem szpetnie, kostka cała, rower brudny, ja wściekły, aparat zatorbiony a w domu pies czeka na spacer. Wchodzę do mieszkania, żona zamyka się w pokoju, córa mnie wita, pies na widok piany na mym pysku ucieka w kąt. Biorę smycz, pies macha ogonem, córka poszła się uczyć (grzeczne dziecko), wychodzę z psem, myślę, i tak kończy się WYBITNIE REKREACYJNA PRZEJAŻDZKA. Następnego dnia dostaję krótki liścik o treści Żyjesz ? . Urocze
Pragnę podziękować w tym miejscu pozostałym uczestnikom przejażdżki nie za to , że nie zostawili mnie w przydrożnym rowie ale za to, że nie przykryli mnie w nim zeschłymi gałązkami co byłoby wielce nieestetyczne i nietaktowne.
Oczywiste jest to, że w tym co napisałem nie nawet słowa prawdy a wszelkie podobieństwo do tych nierealnych zdarzeń i osób jest nieprzypadkowe i zamierzone. I to na tyle
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 0 gości