O godzine 12:00 na placu Bema zebrało się nas czterech. Trzech mutantów jeden normalny, trzech zarośniętych, jeden ogolony, trzech na kolarkach jeden na wielbłądzie z bagażnikiem, trzech w "sapogach" z zatrzaskami a jeden w adidaskach, dwóch miało koszulki organizacyjne (nie podam jakie żeby nie było, że kryptoreklama) a dwóch raczej takie normalne. Każdy z nas miał po dwa koła w rowerze i krótkie gaciorki w tym trzy czarne a jedne brudne. Trzech przywitało się jak starzy znajomi cedząc przez zaciśnięte zęby: cze.. i spluwając na trawę co powodowało jej wypalenie, a następnie radośnie starało się połamać innym palce poprzez prawdziwie serdeczny uścisk dłoni
, a jeden taki bardziej bez
kóltóry osobistej plótł ze jakoś się nazywa i na dodatek robił to z uśmiechem. Dziwne. Nie było dobrze. Czułem poprzez skórę nadchodzące kłopoty szczególnie gdy dostrzegłem iż połowa uczestników ma na sobie ustrojstwa do mierzenia tętna. Oj dobrze to to nie wróżyło, oczywiście dla mnie
. Wyruszyliśmy. Wszyscy jechali uważnie. Ja uważałem żeby nie zdechnąć po drodze a reszta żeby mnie gdzieś nie zgubić (sadyści jedni). Jechaliśmy przez Przystań, N W Cuntry, Sypniewo, Zamość, Lublin, Poznań, Szczecin a właściwie to tak dokładnie to nie wiem bo słoneczka świeciło niezgorzej (ja bez czapeczki), pot zalewał mi oczy, a piątkowy wieczór zalegał mi w żyłach. W każdym razie dojechaliśmy na miejsce przed rozpoczęciem imprezy. Zapowiadało się nieźle. Uczestników od diabła i ciut ciut. Wszyscy nabuzowani, leniwie się rozgrzewając prowadzili rozmowy typu:
- Część. O nowy sprzęt, ile dałeś?
- Facet za ramę chciał 10 tyś, potem 8, później 6. A ja w końcu kupiłem za 2.
-tanio kupiłeś, wyczekałeś jak dobry pokerzysta.
- z ramą mi się udało ale za koła dałem szóstkę, a za kierownicę (węglowa zintegrowana z mostkiem) 1200.
Dalej już nie pamiętam gdyż powiem szczerze - wymiękłem. Dziwne było jedno. Była tam "Blacharnia". Kibice nie byli podobni (przynajmniej w wyglądu) do klasycznych kiboli, zawody raczej mało kontaktowe, pewnie przewidywali zamieszki przy ogłaszaniu wyników lub rozpatrywaniu ewentualnych protestów. Ostatecznie jak już wspomniałem uczestnicy byli nabuzowani (no i bardzo dobrze
). Zawody rozpoczęły się z delikatnym opóźnieniem (15 min). Zawodnicy jeździli, kibice kibicowali, ja chciałem napić się piwa (bezalkoholowego oczywiście) ale nie było w pobliżu zaopatrzenia odpowiedniego, za to taki symboliczny minusik dla organizatorów, to z braku lepszego zajecia fociłem. Ogólnie bardzo udana impreza. Właściwie to wszystko byłoby dobrze ale co poniektórzy uczestnicy byli niezdyscyplinowani. Pan starter wypuszczał zawodników w kolejności numerów, ale zawodnicy byli mało odpowiedzialni i przyjeżdżali pomieszani, przez to Panowie mierżący czas musieli bardzo uważać. Stąd mój taki apel do zawodników. Panie i Panowie porządek musi być. Każdy manewr na drodze jest niebezpieczny a szczególnie manewr wyprzedzania. Dlatego w przyszłości nie wyprzedzajcie bo to i niebezpieczne i dla wyprzedzanego może być niezbyt miłe, a chronometrażyści mają więcej roboty.
Zawody dobiegały końca gdy postanowiliśmy wyruszyć w drogę powrotną. Wiodła ona przez Krasnosielec, z powodów gastronomicznych. Wpadliśmy tam, wyżarliśmy wszystkie hamburgery i część hot dogów. Wypiliśmy płyny energetyzujące, niektórzy płyny izotoniczne i z nowymi siłami (mnie wystarczyły do granicy administracyjnej Krasnosielca) ruszyliśmy do domów. Po drodze jeden "kapeć", w tym momencie po uzgodnieniu w demokratyczny sposób nastąpiła próba ucieczki połowy peletonu (nieudana), następnie likwidacja ucieczki (udana). I tak wesoło i radośnie jechaliśmy. W okolicach Przystani 25% grupy odbiło w stronę Lelisa, reszta pojechała w kierunku Ostrołęki. Dalej obyło się bez przygód. W pewnym momencie przed oczyma zaczęła mi pulsować mała czerwona plamka
. Źle ze mną pomyślałem ( czasami mi się to zdarza mam na myśli myślenie). Za chwile zacznie mi dudnić w skroniach itd., a dzieci jeszcze nie odchowane, relacja z wycieczki nie gotowa, jednym słowem - zawalę na całej linii. Skoncentrowałem się, zmobilizowałem, gdy już byłem gotowy zmierzyć się z własnym losem zauważyłem, ze ten czerwony punkcik to lampka sygnalizacyjna jednego z uczestników przejażdżki. Kamień spadł mi z serca
i zleciał prosto na nogi
bo coraz ciężej mi się pedałowało. A dalej to już Ostrołęka, spacer z psem, zimna kąpiel w wannie, kolacja, piwo tzn. uzupełnienie płynów organicznych i spać. Dziękuje pozostałym uczestnikom za mile spędzony czas.
A o prawdziwości
moich słów niech zaświadczą te fotki
[album]1264[/album] [album]1265[/album] [album]1266[/album] [album]1267[/album] [album]1268[/album] [album]1269[/album] [album]1270[/album] [album]1271[/album] [album]1272[/album] [album]1273[/album] [album]1274[/album] [album]1275[/album] [album]1276[/album] [album]1277[/album] [album]1278[/album] [album]1279[/album] [album]1280[/album] [album]1281[/album] [album]1282[/album] [album]1283[/album] [album]1284[/album] [album]1285[/album] [album]1286[/album] [album]1287[/album] [album]1288[/album] [album]1289[/album] [album]1290[/album] [album]1291[/album] [album]1292[/album] [album]1293[/album] [album]1294[/album] [album]1295[/album]
Jak widać NASI TU TEŻ BYLI, szkoda, że tak mało.