Piękne, rześkie popołudnie
Słonko świeci, wiosny jeszcze nie ma niestety no ale, po co na nią czekac, rower jest, ja mam czas, nie pada, a humor dopisuje.
Ruszam z domu, opony niedopompowane na twardo, bo zamierzam wjechać w las kolarzówką.
Bidonu nie biorę, bo „tylko kawałek”.
Ruszam w stronę piaseczyńskiego lasu, skręcam koło leśniczówki tam kawałek osiedlem i zaczyna się las,
W lesie zaczyna się o dziwo zbyt ubita droga. „Co to kurde ma być”
jadę dalej patrze a tam ścinka zakaz wjazdu
„taaa… , bo mi ktoś zakażę po moim lesie jeździć, ja im dam.!!!”
No to jadę dalej drzewa spadają mi z nieba, gdzieś daleko odgłosy drwali i ciągników.
Trochę gałęzi na drodze i od groma wszędzie lodu.
Już nie mówiąc o dziurach na których uczyłem się dziś drifftować.
Jadę jadę i jadę co prawda dość wolno bo to kolarka w lesie, a nie mtb
Nim bym sobie smigal no ale cóż nie chce jej połamać dziś
Jadę i jadę potem skrzyżowanie,”kurde którędy to było?”
Skręcam w prawo tam droga disc nudna się wydaje i zaraz szosa to się nie najadę za daleko
No to zawracam i znowu w prawo
Ładne widoki i dość ubity śnieg da się jechać
Potem kilka km i wjeżdżam w jakaś miejscowość
Nie ogarniałem gdzie jestem, ale na szczęście okazało się ze jestem w Siarczy łace dojeżdżam do szosy i ruszam w stronę domu wujka
tam się „napiłem” i pogadałem z wujem i siostrą cioteczną
Potem ruszam z powrotem na trasę
Tam patrze tir!! Fajnie nic za nim spróbuje chwycić cug powietrza za nim, podkrecam kadencje do prawie maksa, potem tir mija szybko. Ostry skret w lewo za naczepę, zmieniam bieg, podbijam prędkość do ponad 50km/h, tak może z kilka set metrów i tir mi ucieka
Skręcam w prawo[chyba kolo szkoly] i potem prosto, po śniegu i zmarzlinie, dygu,dygu do lasu a tam zaczyna się pieklo, zero ubitego sniegu, wszystko miekie, a jak rozjezdzony to może z 2 razy samochód przejechał.
Tam cala moja energia zostaje wyczerpana, po może kilkuset metrach 1 wywrotka, troche kostka boli, ale walic to. Wstaje, jade dalej, kilka metrow i znowu jeb, jednak kolarzowka to nie za dobry pomysł na brak ubitego sniegu na” jezdni”.
Jade jade snieg coraz glebszy nagle zaczynam zwalniać i głębokie koleiny wyrzeźbione przez jakis terenowy samochód, ledwo da się jechac jade gora 8km/h co chwila wywrotka,
Po wjechaniu w rzadszą czesc lasu i snieg staje się płytszy, tak po tropach sarn i zajecy dojedzam do pewnego lesnego skrzyzowania oznaczonego slupkiem nr 561[ktos wie po co one tam są??]
Śnieg stal się jakoś bardziej ubity, jade dalej, kolejne skrzyżowanie,
Teraz nie mam wyboru skręcam w prawo mimo iż śnieg sypki i miekki nigdy nie jeżdżony,
Ale mam juz dosyc na dzis, a jeszcze cwiczenia w domu, skręcam w prawo, o dziwo po kilkudziesięciu metrach, kolejne skrzyżowanie i tam kontynuuje jazdę po ubitym śniegu
jadę dalej i wyjeżdżam koło Piaseczni
Jea!! Teraz tylko Drif po asfalcie do kadzidła i do domu.
Dojeżdżam do domu Hugo wybiega, rower do piwnicy, ja na góre.
Tam trochę ćwiczeń.
Rozciąganie, w sumie 560 brzuszków i 40 pompek trochę ćwiczeń na mięśnie pleców i rozluźnienie, szybkie mycie i siadam przed tv odpocząć
Milego Dnia Dobranoc
Dystans ponad 16km
realny czas jazdy to 55 min[ z licznika] czesto nie chcialo mi sie wylaczac sport-trakera jak stawalem
http://www.sports-tracker.com/#/workout ... el486t2pd9http://www.sports-tracker.com/#/workout/Khaav/2q0di6el486t2pd9